15 października 2016
6. Mistrzostwa Wrocławia 2016 w nordic walking o Puchar Prezydenta Miasta Rafała Dutkiewicza
Od kilku lat wraz z mężem trenujemy nordic walking i od 2014 roku startujemy w Mistrzostwach Wrocławia. W tym roku po raz kolejny trasa na dystansie Profi 2: 6,45 km wytyczona została w przepięknym Parku Szczytnickim. Przeszłam ten dystans w czasie 0:53:26 7,24 [km/h] zajmując 11 miejsce w swojej kategorii wiekowej i 78 w klasyfikacji open.
Ale chodzę dla frajdy, odpoczynku i kontaktu z ludźmi. Natomiast ze zdziwieniem stwierdzam, że współzawodnictwo sportowe może być bardzo dużym przeżyciem, szczególnie jeśli aktywnie w nim uczestniczę. Nigdy nie lubiłam być obserwatorem …
Od kilku lat wraz z mężem trenujemy nordic walking i od 2014 roku startujemy w Mistrzostwach Wrocławia. W tym roku po raz kolejny trasa na dystansie Profi 2: 6,45 km wytyczona została w przepięknym Parku Szczytnickim. Przeszłam ten dystans w czasie 0:53:26 7,24 [km/h] zajmując 11 miejsce w swojej kategorii wiekowej i 78 w klasyfikacji open.
Ale chodzę dla frajdy, odpoczynku i kontaktu z ludźmi. Natomiast ze zdziwieniem stwierdzam, że współzawodnictwo sportowe może być bardzo dużym przeżyciem, szczególnie jeśli aktywnie w nim uczestniczę. Nigdy nie lubiłam być obserwatorem …
2 WRZEŚNIA 2016 ROKU
Portugalia
Znowu, mój mąż Piotr i ja, wyruszamy w czasie urlopu na szlak Św. Jakuba do ukochanej przez mnie Portugalii. Piszę znowu, gdyż pierwszą pielgrzymkę do Santiago de Compostela odbyliśmy w 2014 roku. Wówczas wyruszyliśmy z Fatimy do Santiago, przeszliśmy około 450 km. To była pielgrzymka, w czasie której zachłysnęliśmy się drogą. Mieliśmy już za sobą 3 dłuższe, po około 300 km, wyprawy piesze we Francji do sanktuarium Świętego Idziego (o ile dobrze pamiętam 2003, 2004, 2006). Ale to były pielgrzymki zorganizowane przez stowarzyszenie Les Chemin Saint Gilles i szliśmy w kilkunastoosobowych, międzynarodowych grupach. A w 2014 roku szliśmy sami spotykając na szlaku od czasu do czasu innych pielgrzymów. Przy okazji odczuliśmy bardzo mocno, jak to jest iść. Kiedy idziesz przyglądasz się uważnie mijanym ludziom, domom, krajobrazom, czujesz zapach eukaliptusowego lasu. Możesz głębiej i wyraźniej przeżyć tę podróż. Zatrzymujesz się, kiedy bolą cię nogi, albo plecy, albo masz już dość upału, albo chcesz dokładnie obejrzeć jakiś architektoniczny detal w mijanym właśnie kościółku, czy domostwie. Albo, co najważniejsze, masz ochotę porozmawiać ze spotkanymi ludźmi. A do tego ostatniego nie trzeba mnie zachęcać. Znając dwa słowa w jakimś języku zaczynam rozmawiać, dodaję do tego francuski, angielski, czasem włoski i rosyjski i wychodzi zazwyczaj całkiem przyjemna rozmowa…
W tym roku wędrowaliśmy z Lizbony do Porto. Chcieliśmy zrobić sobie pierwszy etap Camino Portugues. Ale tym razem byliśmy pielgrzymami nieortodoksyjnymi, nie spieszyliśmy się, cieszyliśmy się odkrywaniem Portugalczyków i Portugalii. Kiedy byliśmy zmęczeni, zatrzymywaliśmy stopa, a czasem podjeżdżaliśmy autobusem lub pociągiem. Mnie fascynowały posiłki, robiłam niezliczone zdjęcia „martwych natur”. Kilka załączam. A Piotr był raczej zafascynowany rejestracją wszystkich etapów naszej podróży.
Kolejne etapy naszej wędrówki:
Lizbona, Sintra, Cabo da Roca, Ericeira, Santa Cruz, Peniche, Santarém, Golegã, Tomar, Fatima, Coimbra, Porto.
Za każdą nazwą miejscowości kryją się odkrycia, wzruszenia, spotkania, zachwyty…
Może napiszę w następnym „odcinku”.
Znowu, mój mąż Piotr i ja, wyruszamy w czasie urlopu na szlak Św. Jakuba do ukochanej przez mnie Portugalii. Piszę znowu, gdyż pierwszą pielgrzymkę do Santiago de Compostela odbyliśmy w 2014 roku. Wówczas wyruszyliśmy z Fatimy do Santiago, przeszliśmy około 450 km. To była pielgrzymka, w czasie której zachłysnęliśmy się drogą. Mieliśmy już za sobą 3 dłuższe, po około 300 km, wyprawy piesze we Francji do sanktuarium Świętego Idziego (o ile dobrze pamiętam 2003, 2004, 2006). Ale to były pielgrzymki zorganizowane przez stowarzyszenie Les Chemin Saint Gilles i szliśmy w kilkunastoosobowych, międzynarodowych grupach. A w 2014 roku szliśmy sami spotykając na szlaku od czasu do czasu innych pielgrzymów. Przy okazji odczuliśmy bardzo mocno, jak to jest iść. Kiedy idziesz przyglądasz się uważnie mijanym ludziom, domom, krajobrazom, czujesz zapach eukaliptusowego lasu. Możesz głębiej i wyraźniej przeżyć tę podróż. Zatrzymujesz się, kiedy bolą cię nogi, albo plecy, albo masz już dość upału, albo chcesz dokładnie obejrzeć jakiś architektoniczny detal w mijanym właśnie kościółku, czy domostwie. Albo, co najważniejsze, masz ochotę porozmawiać ze spotkanymi ludźmi. A do tego ostatniego nie trzeba mnie zachęcać. Znając dwa słowa w jakimś języku zaczynam rozmawiać, dodaję do tego francuski, angielski, czasem włoski i rosyjski i wychodzi zazwyczaj całkiem przyjemna rozmowa…
W tym roku wędrowaliśmy z Lizbony do Porto. Chcieliśmy zrobić sobie pierwszy etap Camino Portugues. Ale tym razem byliśmy pielgrzymami nieortodoksyjnymi, nie spieszyliśmy się, cieszyliśmy się odkrywaniem Portugalczyków i Portugalii. Kiedy byliśmy zmęczeni, zatrzymywaliśmy stopa, a czasem podjeżdżaliśmy autobusem lub pociągiem. Mnie fascynowały posiłki, robiłam niezliczone zdjęcia „martwych natur”. Kilka załączam. A Piotr był raczej zafascynowany rejestracją wszystkich etapów naszej podróży.
Kolejne etapy naszej wędrówki:
Lizbona, Sintra, Cabo da Roca, Ericeira, Santa Cruz, Peniche, Santarém, Golegã, Tomar, Fatima, Coimbra, Porto.
Za każdą nazwą miejscowości kryją się odkrycia, wzruszenia, spotkania, zachwyty…
Może napiszę w następnym „odcinku”.